- 10.01.2020
- 3 min czytania
Na początku stawiamy sobie cel, potem motywujemy się, by osiągnąć go możliwie jak najszybciej. O tym, że dobra motywacja to nie zawsze klucz do sukcesu rozmawialiśmy z Adamem Kszczotem, lekkoatletą specjalizującym się w biegu na 800 m, wielokrotnym medalistą mistrzostw Europy, halowych mistrzostw Europy, mistrzostw świata oraz halowych mistrzostw świata.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Jako dziecko uczęszczałem na wszystkie zajęcia wychowania fizycznego, ale także rwałem się do zajęć pozaszkolnych. Wszystko, co miało w definicji rywalizację potwornie mnie pociągało. Pamiętam jak dziś, jak wielkim wyróżnieniem było dla mnie reprezentowanie szkoły na zawodach sportowych. Dodatkowym bonusem było oczywiście zwolnienie z zajęć szkolnych – zamiast siedzieć w ławkach, mogłem rozładować nadmiar energii. Później przyszedł koniec gimnazjum i musiałem wybrać liceum. Wizja spędzenia kolejnych lat życia w wielkim mieście Łodzi, nie bardzo mi się podobała. Głównie dlatego, że pochodziłem z bardzo małej wioski. Chciałem utrzymać kontakt ze znajomymi, a taka zmiana oznaczała koniec tych pięknych znajomości. Ostatecznie po długich namowach ze strony najbliższej rodziny udałem się do Łodzi, żeby rozpocząć przygodę z Lekkoatletyką.
Co daje Ci motywację do działania?
W tej chwili moją największą motywacją jest rodzina. Jednak motywacja to bardzo łatwopalny materiał i determinacja jest niezbędna by osiągać szczyty. Nie jest to możliwe bez zamiłowania do tego czym się zajmuję. Kiedy jakieś przedsięwzięcie zaczyna mnie interesować, pochłania mnie bez reszty. Ciekawe jest to, że lekkoatletyka jest bardzo cykliczna, bo przygotowania pozornie wyglądają bardzo podobnie. Jednak co roku rozwijam się i poszukuję coraz to nowszych obszarów, a moja ciekawość popycha mnie coraz dalej. Chyba to jest sekret mojego szczęścia w lekkoatletyce
Miałeś w swojej karierze dni szczególne lub przełomowe, które wpłynęły na Ciebie?
Kiedy w 2012 odpadłem w półfinale Igrzyskach Olimpijskich, postanowiłem oddać się “lekkiej” bez reszty.
Co Twoim zdaniem jest kluczem do osiągnięcia postawionego sobie celu?
Umiejętność podejmowania próby po raz kolejny. Niejednokrotnie pojawią się wątpliwości czy wyzwania na drodze do celu. Jednak jeśli jesteś w stanie podejmować marsz do przodu, to cel jest tylko bliżej. Dodatkowo warto wzmocnić tę cechę umiejętnością gratyfikacji oddalonej w czasie, dzięki temu płyniemy istnym promem kosmicznym do wyznaczonego celu.
Czy jest w sporcie jeszcze coś, co chciałbyś osiągnąć?
Zdecydowanie jest to medal olimpijski. Tego krążka nie mam w swoim dorobku i choć nie jest tak, że śni mi się po nocach, to dokładam wielu starań, żeby przygotować się maksymalnie dobrze do Igrzysk w Tokio w 2020.
Co powiedziałbyś osobom, którym brakuje wiary w siebie?
Stosunkowo łatwo przełamać się i otworzyć na wyzwania jakie nas czekają. Trzeba tylko dołożyć starań, by się przygotować. Wiele razy słyszałem, nie dałbym rady tego zrobić. Właśnie na takim stwierdzeniu kończy się przygoda z marzeniem, czyli brakiem wiary we własne kompetencje. Główną barierą tego stwierdzenia jest najczęściej spojrzenie na postawione wyzwanie w sposób całościowy. Na przykład „nigdy nie nauczę się gotować” – jeśli chcesz nauczyć się gotować, to pierwszym krokiem jest wzięcie lekcji u mamy lub babci, ewentualnie kupienie książki i dokładne przeczytanie jej. Drugim krokiem jest podjęcie pierwszej próby. Kolejnym będzie nauka gotowania np. rosołu, który jest bazą do wielu dań. Widzisz pewnie teraz, że pozornie duży obszar można podzielić na mniejsze i kolejno realizować etapy. Technika małych kroków pozwala realizować zadanie, bez uczucia bezsilności czy braku kompetencji. Niech wiara w siebie to będzie ciekawość, która przez działanie poprowadzi cię do osiągnięcia celu.